Najczęściej spotykane problemy przy nauce języka
Uczę ludzi mówić po angielsku już od 10 miesięcy. To i dużo, i mało. Mało, by stwierdzić, że zjadłem na tym zęby. Ale wystarczająco dużo, by zauważyć pewne powtarzające się zależności. Dziś tekst o problemach z nauką i ich rozwiązywaniu.
Zrób prosty i szybki ekspertyment. Zanim przejdziesz do kolejnego akapitu, zadaj sobie pytanie i szczerze odpowiedz – „co sądzę na temat mojego angielskiego?”.
Jeśli stwierdziłeś, że jest świetny, to się niesamowicie cieszę, bo wiem, że poniższy tekst będzie dla Ciebie wyłącznie utrwaleniem posiadanej wiedzy. Natomiast w 8/10 przypadkach odpowiedź to „no kiepski jest”. I tu łapiemy za nogi The Challenge.
Etapy nauki języka
Bo nauka języka (i wszystkiego innego), składa się z przynajmniej 2 elementów:
1) Poszerzanie swojej wiedzy, która w procesie praktykowania przekuwana jest w umiejętności
2) Twojego przekonania, że umiesz, potrafisz i biegłość to tylko kwestia czasu
W tym pierwszym jesteśmy jako Polacy w czołówce. Według jednego z artykułów, które niedawno czytałem, Polska znajduje się na 6 pozycji w rankingu biegłości angielskiego. I o ile w pamiętaniu o wszystkich strukturach gramatycznych, rozróżnianiu Past Perfect i Past Simple oraz kilku innych bajerach radzimy sobie dobrze, to w podpunkcie 2) jest jeszcze mnóstwo do zrobienia.
Jak rozpoznać u siebie, że trzeba popracować nad dwójeczką? Charakterystyczne sformułowania wskazują na taki stan rzeczy:
„Boże, nie umiem”
„Jak ja mam to wszystko zapamiętać?!”
„Tutaj ma być Past Perfect czy Past Simple?”
„Jezu, nie wiem”
„Ja pierdzielę, jestem beznadziejny”
I tak dalej.
Ktoś mądry powiedział, że bycie w czymś kiepskim jest pierwszym krokiem do stania się w tym świetnym. Ale słowo „kiepski” od razu sugeruje porównywanie. A jakby tak stwierdzić, że przed rozpoczęciem jakiejkolwiek nauki głowa jest po prostu pojemnym i jednocześnie pustym zbiornikiem, który czeka na wypełnienie go zbawienną wiedzą?
(Wybacz perswazyjny charakter ostatniego zdania, ale przyznaj, że działa na wyobraźnię)
Wypowiedzi we wspomnianym wyżej charakterze mają takie konsekwencje jak niechęć do języka; obniżenie własnego zadowolenia; pielęgnowanie przekonania, że „nie mam talentu do języków”. I pewnie jeszcze szereg innych natomiast puenta jest ta sama – spowalniają rozwój i dają absolutnie ZERO korzyści. Więc po co świadomie strzelać sobie w stopę?
Co zatem zrobić? Nie jestem psychologiem, by znać rozbrajająco skuteczną metodę. Ale jakby tak uprościć cały proces wychodzenia z tego stanu ducha i po prostu stwierdzić:
„PIEPRZYĆ TE WYMÓWKI – NAUCZĘ SIĘ TEGO, BO CHCĘ/POTRZEBUJĘ/MUSZĘ”
To co by się zmieniło?
Powodzonka,
Wiktor
PS Jeśli czytasz ten tekst będąc jedną z moich uczennic (90% moich podopiecznych to Panie), to cieszę się podwójnie. Nasze lekcje będą dzięki temu jeszcze efektywniejsze. Do zobaczenia!