Jak nauczyłem się angielskiego?
Niedawno oglądałem mega inspirujący film na YouTube, w którym autor (znany i szanowany coach), opowiada o tym, jak doszedł do takiej wiedzy i umiejętności, że może dzielić się tym z ludźmi i są oni gotowi płacić mu za tę wartość. Na pewno nie mogę się z nim równać pod względem doświadczenia natomiast sam uczę ludzi mówić po angielsku, dlatego uznałem pomysł podzielenia się swoją drogą, za odpowiedni na karty tego bloga. Będzie krótko i zwięźle.
Dawno temu, jak byłem w 6 klasie podstawówki, nie miałem pojęcia o angielskim. Myliłem podstawowe struktury gramatyczne i jakoś nie ciągnęło mnie do tego, by to zrozumieć. I tak pewnego dnia moja św. pamięci babcia zadała pytanie – a do jakiej szkoły chcesz iść, wnuczku? Może pójdziesz do gdyńskiej trójki (wysoki poziom angielskiego; wysokie pozycje w rankingach), jak Twój wujek?
Wysokość ceny = wartość, którą dostajesz
Do dziś nie wiem, czemu to podziałało na mnie tak motywująco, ale zacząłem działać w temacie. Zostałem zapisany na indywidualne zajęcia. Pamiętam, jak wahałem się pomiędzy dwoma rekomendowanymi korepetytorkami. Ostatecznie wybór padł na osobę, która miała nieco niższą stawkę godzinową od drugiej. Sprzeczne to z moimi aktualnymi przekonaniami, że wysokość ceny = wartość, którą dostajesz. Ale miałem lat może 11 czy 12 i jakby nie patrzeć nie decydowałem o finansach. Poza tym, w tym przypadku dostałem od życia znacznie więcej niż mógłbym się spodziewać ?
Osoba ta okazała się „strzałem w dziesiątkę”. Kimś więcej niż nauczycielką. Mentorką wręcz. Do dziś pozostajemy w kontakcie. Do trójki się dostałem, a następne 6 lat gimnazjum i liceum jakoś się pokulały.
Na zajęciach szkolnych zdobywałem głównie umiejętności teoretyczne, a na korepetycjach uczyłem się wykorzystywać je w praktyce – mówiąc. Jednak dopiero, gdy przeżyłem Business Week, mój angielski wszedł na totalnie inny poziom. Było to klasyczne doświadczenie, w którym człowiek wchodzi w język angielski w 100% i musi używać każdego najmniejszego skrawka wiedzy, który kiedykolwiek przeleciał przez jego głowę, by się skutecznie komunikować. I to działa.
Dzięki temu programowi nie tylko mam kontakt z wieloma Amerykanami do dziś, ale również podróżowałem po USA. To były bezcenne doświadczenia, głównie ze względu na solidny trening angielskiego, no i mnóstwo fascynujących osób napotkanych na drodze.
Potem przyszedł czas na mój szalony wyjazd do Londynu, który był swego rodzaju testem wszystkiego, czego się nauczyłem o języku angielskim. Bo pojechałem tam z przeświadczeniem, że świetnie się dogadam z każdym i to bez żadnego problemu. Rzeczywistość szybko pokazała, że wyuczony język „książkowy” mało ma wspólnego z tym jak ludzie komunikują się na co dzień. Na szczęście fundamenty, które miałem, pozwoliły mi prędko zaadaptować się do specyficznego słownictwa i akcentów, które spotykałem w Anglii.
W czasie pobytu w Londynie rozpoczęła się moja przygoda z prowadzeniem indywidualnych zajęć. To stawia przysłowiową kropkę nad „i”, ponieważ lekcje dają mi możliwość kontaktu z językiem codziennie i to po kilka godzin. Mimo, że wiem o tym całkiem sporo, to na każdej lekcji odkrywam kolejne elementy, które sprawiają, że ten język jest coraz bardziej „życiowy” przy zachowaniu „akademickiego” wkładu ?
Wierzę, że tym tekstem pokazałem Ci drogę, którą po prostu trzeba przejść, by stać się w czymś biegłym. Opisane wyżej zdarzenia trwały ponad 10 lat. Są szybsze sposoby na załatwienie tego samego rezultatu natomiast na pewno nie wydarzy się to po 1 miesiącu zajęć, przy założeniu 1 spotkania z lektorem w tygodniu. Pewne rzeczy głowa musi zwyczajnie powtórzyć wystarczająco dużą ilość razy, by rzecz ta stała się integralną częścią Ciebie. Kwestia czasu, konsekwencji, no i skupienia na celu.
Dzięki za dziś!