Nie ma uniwersalnych metod
Jednym z problemów systemu edukacji jest standaryzacja. Światowej sławy pisarz sir Ken Robinson, w jednym ze swoich wystąpień na scenie TED, wyraził opinię, że edukacja nie powinna być zestandaryzowana, niczym jedzenie w McDonald’s.
Zamiast tego sir Ken Robinson zaproponował podejście „rolnicze”, czyli takie, które polega na kultywowaniu, na podejściu zindywidualizowanym.
Różne potrzeby
Podczas mojego pobytu w Japonii, miałem okazję uczyć wiele dzieci i dorosłych języka angielskiego. Już po pierwszych lekcjach uderzyło mnie to, jak bardzo różnią się potrzeby poszczególnych uczniów. Wniosek nie wydaje się być zbyt zaskakujący – to prawda. Jednak, jak się szybko okazało, różnice pojawiły się nie tylko na płaszczyźnie indywidualnej, lecz także narodowościowej. Z moich obserwacji wynikało to, że Polacy i Japończycy mają nieco inne potrzeby w kwestiach językowych.
To wydało się nieco dziwne, lecz uzasadnione. Za różnicami stoi kilka czynników, takich jak specyfika japońskiego systemu edukacji, który przynajmniej w kwestii angielskiego, mówiąc ogólnikowo, skupia się bardziej na zdolnościach akademickich, niż praktycznych, czy też specyfika samego języka, którego sylabiczna wymowa utrudnia opanowanie wymowy angielskiej.
Kiedy to w Polsce musiałem skupiać się bardziej na przekazywaniu wiedzy z zakresu słownictwa i gramatyki, w Japonii konieczna była zmiana priorytetów na wymowę zgłosek oraz poprawne akcentowanie. Na czym to polegało w praktyce? W zależności od wieku oraz stopnia kompetencji ucznia, bądź uczennicy, konieczne było zastosowanie takich metod jak zabawy z kartami ze słowami, czytanie tekstu, czy też nawet rozpisywanie różnych wariantów czytania danych samogłosek. Niekiedy było trudno.
Najczęściej jednak, po pewnym czasie, zauważyć można było postęp. Do tej pory, najbardziej dumny jestem z mojego osiągnięcia w postaci nauczenia 10-letniego japońskiego chłopca czytania. Walka była długa, ale opłaciła się!
Nauka konwersacji
Pracując w szkole językowej w Japonii często należy wyjść z założenia, że rolą nauczyciela z zagranicy jest nauka konwersacji, zaś gramatykę zostawić systemowi edukacji. Nieraz okazywało się jednak, że i nad gramatyką trzeba popracować…
To przeświadczenie, że cudzoziemiec ma uczyć rozmowy, a szkoła zasad gramatycznych jest, moim zdaniem, szkodliwe z dwóch powodów. Po pierwsze, obnaża to wadę szkolnictwa (zresztą nie tylko japońskiego), które nie jest zdolne do nauczenia dzieci praktycznych umiejętności językowych. Po drugie, narzuca nauczycielowi z zagranicy pewien tor nauczania, pewne oczekiwania (zwłaszcza wśród rodziców niektórych uczniów), które należy spełnić.
Pomimo tego, wspominam moje doświadczenia w nauczaniu w Tokio bardzo pozytywnie. W szkole, w której pracowałem miałem pewną dowolność w doborze środków i metod, toteż nie czułem się szczególnie skrępowany.
A największa nagroda? Zadowoleni rodzice, którzy przekazują szefowej, że ich dzieci lubią moje lekcje. Mieszkając i nauczając w tak odległym od Polski miejscu należy zmienić w głowie pewien paradygmat. Porzucić część przeświadczeń i „kultywować” w nowy, mocno zindywidualizowany sposób.






































































